Niespodzianka goni
niespodziankę! W zeszłym roku nagrałeś świąteczną piosenkę „Barw
szczęścia” „Czas pojednań”, a teraz dołączyłeś do obsady serialu!
Najpierw pojawił się pomysł na rolę, od tego się zaczęło. Potem, przy
okazji rozmów na ten temat, zaczęliśmy planować nagranie świątecznej
piosenki ze Stasią Celińską. Zgodziłem się przyjąć propozycję
producentów, bo pomyślałem, że to może być fajna przygoda.
Kogo grasz w serialu?
Postać, która – przynajmniej początkowo – nie będzie przypisana do
jednego wątku. Wolan przed laty był znanym i cenionym muzykiem,
wokalistą, ale się stoczył. Zaczął pić, popadł w problemy z narkotykami
i wylądował na ulicy. Będzie się dźwigał na oczach widzów z pomocą
życzliwych ludzi, między innymi Amelii (Stanisława Celińska – przyp.
aut.), którzy zrobią wiele, by przywrócić go do życia zawodowego.
Zobaczymy, jak ten wątek się rozwinie.
To bardzo symboliczny
wątek. Gdy byłeś nastolatkiem, twoich piosenek słuchała cała Polska,
później miałeś różne perturbacje życiowe, z których się wydźwignąłeś.
Nie wylądowałem na ulicy jak Wolan, ale w jakiś sposób – w związku z
moimi przeżyciami – mogę go zrozumieć. Dzięki temu ta postać jest
bardziej wiarygodna, prawdziwa. To nieprzypadkowy, trafiony w
dziesiątkę wątek.
Wiele razy występowałeś
przed kamerą, przed laty zagrałeś w filmie „Młode wilki 1/2”, ale praca
na planie serialu to inna rzeczywistość. Stresowałeś się przed
pierwszym dniem zdjęciowym?
- Miałem obawy, bo plan filmowy nie jest moim naturalnym środowiskiem,
ale szybko zostały rozwiane. Podczas pierwszych dni zdjęciowych bardzo
pomogła mi Stasia Celińska, z która mam dużo scen. Dodawała mi otuchy,
mówiła, że dobrze mi idzie i że dobrze gram. Usłyszeć takie komplementy
od aktorki jej formatu to wielka sprawa. Bardzo się cieszę, że się
poznaliśmy, że nagraliśmy razem piosenkę i że teraz pracujemy razem na
planie. To cudowna osoba. Od innych ludzi na planie też usłyszałem
wiele pozytywnych, miłych słów. Byłem zaskoczony, bo zawsze jestem
surowy w ocenianiu siebie, ale przyjąłem to za dobrą monetę.
Co jest najważniejsze w
pracy na planie serialu?
Wydaje mi się, że luz. Wiele razy mówili mi o tym aktorzy, którzy
zjedli zęby w teatrze. Oczywiście granie na scenie i przed kamerą
bardzo się różni, ale podstawa jest taka sama - nie można się bać. Dla
aktorów zdjęcia na planie serialu to często jedyna praca, starają się i
bardzo im zależy, żeby dobrze wypaść. Mi oczywiście też zależy, ale nie
muszę z tego żyć; to dla mnie poboczne działanie. Jestem wyluzowany,
nie ciąży na mnie presja, co mi pomaga. Nie peszy mnie kamera, nie
staram się udawać kogoś innego, jestem naturalny w emocjach. To świat,
w którym mogę się bawić.
Czyli traktujesz rolę w
„Barwach szczęścia” jako jednorazową przygodę z aktorstwem, a muzykę
wciąż stawiasz na pierwszy miejscu?
Tak, zdecydowanie, jestem czynnym muzykiem, koncertuję i pracuję nad
nową płyta. Cieszę się, że mogę spróbować sił w czymś innym. Radość
sprawia mi każdy dzień na planie. Przykładam się do tej pracy i dużo
się uczę; mam mocno przyśpieszony kurs grania serialowego, które różni
się od tego, co robiłem kiedyś na planie „Młodych wilków 1/2”. Ten film
był kręcony na taśmie. Byliśmy bardzo skoncentrowali, bo zazwyczaj
mieliśmy tylko jeden dubel. Na planie „Barw szczęścia” zdarza się, że
nagrywamy jedną scenę osiem razy. Najpierw są dalsze plany, później
średnie, bliskie, a na końcu zbliżenia na każdego z aktorów. Nie jest
łatwo grać jedną scenę tyle razy i zachować świeżość.
Kiedy ukaże się twoja
nowa płyta?
Niedługo spotkam się z producentem, chcę z nim omówić kilka zmian,
które nadadzą mojej płycie innego wymiaru. Nie śpieszę się, zależy mi,
by była dopracowana, jak najlepsza. Na szczęście mogę sobie na to
pozwolić; nikt mi nie mówi, co mam robić. Decyduje o wszystkim.
W jakich miastach
będziesz koncertował w najbliższym czasie?
Cały czas sporo się dzieje, regularnie występuję w różnych częściach
Polski. Niedługo będę miał koncerty w Warszawie, Łodzi, we Wrocławiu i
na Śląsku. Część z tych imprez będzie zamknięta.
Czy ludzie podczas
koncertów proszą cię, żeby zaśpiewał swój hit sprzed lat - „Zakazany
owoc”?
Wiem, że czekają na tę piosnkę, więc zawsze śpiewam ją na bis. Gdy
mówię, że nadeszła wiekopomna chwila, wszyscy się śmieją, bo wiedzą o
co chodzi i co się zaraz wydarzy. Nawet jeśli gram klimaty jazzowe,
ludzie i tak wyczekują „Zakazanego owocu”. Chodzi o sentyment, który
czują do tej piosenki, tamtych czasów, swojej młodości. Daję im to, bo
bardzo raduje mnie, że są zadowoleni.
Twoje życie to świetny
materiał na książkę. Myślałeś o tym, by wydać biografię?
Ludzie mi mówią, że mam ciekawe życie i że warto, żebym wydał książkę.
Ciężko mi to oceniać, ale jeśli kiedyś znajdzie się ktoś, kto będzie
chciał opisać, czego doświadczyłem, jak najbardziej się zgodzę. Opowiem
różne historie, może komuś coś dadzą. Natomiast na pewno nie nastąpi to
w najbliższym czasie, bo denerwuje mnie obecna moda. Wszyscy, nawet
osoby, które nie mają zbyt wiele do powiedzenia, piszą autobiografie.
To żenujące, nie chcę wpisać się w ten nurt.
Jestem przekonany, że
twoja życiowa historia byłaby dla wielu ludzi niezwykle ciekawa i
pouczająca.
- Jest ciekawa o tyle, że w czasach, gdy zacząłem przygodę z muzyką,
inaczej wyglądały media. Obecnie mamy wiele kanałów telewizyjnych,
internet, mnóstwo gazet i magazynów, które kreują szereg medialnych
osób. Przed laty był tylko pierwszy i drugi program TVP. Gdy ktoś
wystąpił w telewizji, znała go cała Polska. Od dzieci, poprzez panią
Jadzię ze sklepu, skończywszy na pierwszym sekretarzu KC PZPR.
Którego pewnie spotkałeś.
Którego na szczęście nie spotkałem (śmiech). Zagrałem parę koncertów w
Sali Kongresowej, gdzie kręcili się różni notable komunistyczni, ale to
historia na inną książkę.
Rozmawiał: Kuba Zajkowski