TVP.pl Informacje Sport Kultura Rozrywka VOD Serwisy tvp.pl Program telewizyjny

Biznesmen czy bandyta? - Rozmowa z Przemysławem Cypryańskim

Przemysław Cypryański Data publikacji: 2016-05-13

Gdy cztery lata temu przestał grać w „M jak miłość”, usunął się w cień. Rzadziej występował w telewizji, ale nie próżnował. Ukończył studia i pracował nad sobą, żeby poszerzyć wachlarz swoich możliwości aktorskich. Wraca rolą w „Barwach szczęścia”. Wcieli się w siejącego zgorszenie Madejskiego, który otworzy w domu Basi klub dla swingersów!

W końcu będziesz zły!
Gdy przeczytałem scenariusze „Barw szczęścia”, byłem przekonany, że mój bohater będzie typowym czarnym charakterem. Wynajmie od Basi dom, który z pomocą Joli zaaranżuje na klub dla swingersów, a takich interesów nie robią przypadkowi ludzie. Być może Madejski jest w jakiś sposób powiązany ze światem przestępczym, ale - jak okazało się po pierwszych dniach zdjęciowych - to spokojny, kulturalny człowiek.


Spokojny, kulturalny człowiek, który udostępnia lokal, gdzie można uprawiać seks grupowy z obcymi ludźmi...
Po prostu zajmuje się biznesem, który dla niektórych jest gorszący. Madejski nikogo do niczego nie zmusza - ma lokal, gdzie można przyjść z własnej woli. Dla wielu osób organizowanie takich imprez jest grzechem. Wątpliwości natury moralnej będą generowały zabawne konfrontacje między bohaterami serialu.


Jacek będzie siał zgorszenie, pewnie szybko znajdzie wielu wrogów.
Gdy Basia i Jola dowiedzą się, jaki lokal otworzył Madejski, będą zszokowane. Co pomyślą sąsiedzi? Co powie ksiądz? Z czasem ich postawy się zróżnicują. Jola przymknie oko na działalność mojego bohatera, bo dostrzeże w niej korzyści dla siebie. Zdzisio też nie będzie obrażał się na możliwość dodatkowego zarobku. Co mu szkodzi wozić i odwozić taksówką klientów klubu dla swingersów? Basia i Zenek będą mieli inne podejście; zrobią wszystko, by lokal mojego bohatera jak najszybciej zakończył działalność. Madejski przekona się, że nie da się kupić każdego.


Co jeszcze, oprócz tego, że jest kulturalny i spokojny, można powiedzieć o Madejskim?
Gdy do takiego serialu wprowadzana jest nowa postać, dopiero z czasem okazuje się, jaką ma przeszłość, charakter, z kim jest powiązana. Lubię mówić o Madejskim - biznesmen. Jest bystry, cały czas uśmiechnięty, ma w sobie trochę nonszalancji, bywa ironiczny. To jego znaki szczególne. Nie denerwuje się, może poza dwoma scenami, gdy będzie miał do czynienia z policją.


Wystąpisz także gościnnie w jednym z odcinków „Na dobre i na złe”. Tego bohatera nie zdołasz obronić, to bardzo zły człowiek.
Gram paskudnego faceta, to prawda. Widzowie zobaczą mnie w roli cynicznego fotoreportera, który potrafi posunąć się bardzo daleko, żeby zdobyć materiał do gazety. Robi zdjęcia, węszy, miesza i – co najgorsze – prowokuje. Pojawi się w szpitalu w Leśnej Górze tuż po zamachu, by opisać, co się w nim dzieje. Będzie podjudzał i oszukiwał pacjentów. Cieszę się, że w końcu gram postaci, które wzbudzają wątpliwości natury moralnej. Przez wiele lat wcielałem się w „M jak miłość” w nieskazitelnego Kubę. Producenci innych seriali czy filmów też widzieli mnie w podobnych rolach – ugrzecznionego, dobrego chłopaka. Brakowało mi trochę pieprzu (śmiech).


Odszedłeś z „M jak miłość” cztery lata temu. Tęskniłeś za regularną pracą na planie?
Gdy wątek Kuby został zakończony przez scenarzystów, początkowo się cieszyłem. W końcu mogłem zająć się innymi rzeczami, skupić na sobie. Skończyłem studia psychologiczne, które zawiesiłem na czwartym roku ze względu na pracę. Miałem czas na rozwijanie pasji sportowych, grałem dużo w piłkę w Reprezentacji Artystów Polskich. Wyciszyłem się, żyłem w innym rytmie. Występowałem w teatrze, od czasu do czasu pojawiałem się gościnnie na planach seriali, ale w końcu zaczęło mi brakować regularnego trybu pracy. Klimatu, który panuje podczas realizacji zdjęć, rozmów w barobusie.


Jak bardzo zmieniłeś się przez te cztery lata?
Długo ponosiłem konsekwencje tego, że przez lata byłem przypisany do jednej postaci. Dobrze mi się pracowało na planie „M jak miłość”, czerpałem z tego dużo profitów, bardzo miło wspominam tamte chwile, ale niełatwo wyrwać się ze schematu, sprawić, żeby producenci nie patrzyli już na mnie jak na grzecznego, spokojnego chłopca. Pracowałem nad sobą – zacząłem chodzić regularnie na siłownię, przytyłem dziesięć kilogramów, zapuściłem brodę.


Czyli możesz grać zupełnie inne role, niż przed laty?
Dojrzałem, jestem innym człowiekiem. Poszerzył się wachlarz moich możliwości aktorskich, mogę grać różne postaci. Stoję przed dużym wyzwaniem, bo wrócić do zawodu jest trudniej, niż w nim zaistnieć. Świat mediów nie toleruje luki. Gdy jeden aktor odsuwa się w cień, jego miejsce natychmiast zajmuje ktoś inny. Rynek jest nasycony, nikt na mnie nie czeka z rozłożonymi ramionami, muszę się postarać i przypomnieć. Zmierzam do celu małymi krokami. Dzięki rolom w „Barwy szczęścia” i „Na dobre i na złe” wróciłem do regularności.


Wpadniesz w wir pracy i znowu nie będziesz miał czasu dla siebie, na uprawianie sportu...
Postaram się znaleźć czas na rozwój zawodowy i pasje. Praca jest ważna, ale trzeba czerpać przyjemności z życia. Uzmysłowiłem to sobie, gdy polecieliśmy do Stanów i Kanady na premierę filmu „Tajemnica Westerplatte”. Świetne doświadczenie, które otworzyło mi oczy na świat. Pierwszy raz byłem w Chicago, Toronto i Nowym Jorku, gdzie zamierzam niedługo wrócić. Pozazdrościłem mojemu młodszemu bratu, który w zeszłym roku wystartował w maratonie nowojorskim. Zdobył już także, dzięki dobrym startom, kwalifikację do tegorocznego. Podobnie jak moja siostra, która wylosowała możliwość wzięcia udziału w biegu. Fajnie byłoby do nich dołączyć, zwłaszcza że w maratonie mogą brać udział drużyny. Ten start to pretekst, ciągnie mnie do Nowego Jorku, chcę znowu poczuć energię tego miasta.


Rozmawiał: Kuba Zajkowski

Bitwa more
Jan
Paweł