Gdzie zwykle spędza Pan Boże Narodzenie?
Moja najbliższa rodzina mieszka w Ghanie, więc albo ja lecę do nich albo oni przylatują do mnie. W tym roku spotkamy się pewnie w Polsce. Potem rodzice z siostrą pojadą do Ghany. A ja na Sylwestra z przyjaciółmi.
Wigilię świętuje Pan "po polsku" czy "wielokulturowo"?
Zawsze "po polsku"! Jest modlitwa, opłatek... W Afryce, rodzice mają nawet olbrzymią sztuczną choinkę, a do tego całe pudła bombek i innych świecidełek. Do niedawna moja młodsza siostra robiła też własnoręcznie ozdoby. Moja najbliższa rodzina jest porozrzucana po całym świecie, więc Święta są najlepszą okazją by spędzić trochę czasu razem.
W Afryce sztuczna choinka jest usprawiedliwiona. A w Polsce?
Zawsze była żywa! Ubieraliśmy ją na tydzień przed Wigilią i od razu w domu gościł świąteczny klimat. Choinkę zazwyczaj wybieraliśmy z tatą na pobliskim rynku a potem nosiliśmy ‘pod pachą’ do domu, gdyż nie mieściła się w samochodzie – to dopiero była zabawa (śmiech). Zapach choinki i spadające igliwie, to niezbędna cześć świątecznego rytuału.
Jakie świąteczne wspomnienie sprawia Panu największą przyjemność?
Z dzieciństwa pamiętam, jak tata oprawiał "biednego", zdobytego gdzieś z trudem karpia, mama wyczyniała cuda w kuchni, a my z bratem - bo siostra była za mała - przygotowywaliśmy z papieru kolorowe łańcuchy... I ścigaliśmy się, kto zrobi dłuższy i bardziej skomplikowany! Jako dzieci najbardziej jednak czekaliśmy na pomarańcze, czekoladę i orzechy włoskie, które w tamtych czasach były odświętnym rarytasem.
Zapamiętał Pan któreś Święta jako szczególne, naprawdę wyjątkowe?
Pamiętam dwa "epizody"... Pierwszy, związany z Gwiazdorem - jestem z Wielkopolski a tam prezenty przynosi Gwiazdor. A więc w Wigilię przyszedł Gwiazdor, dał nam prezenty a potem zamknął się z rodzicami w pokoju... przeczuwałem, że z tym panem w czerwonym stroju było coś nie tak ale nie odważyłem się powiedzieć tego na głos. Jednak już dwa dni później miałem dowód mistyfikacji. Podczas spaceru z ciocią zauważyłem, że nosiła dokładnie te same buty, co Gwiazdor... I tak czar prysł. (śmiech). Drugie szczególne Boże Narodzenie spędziłem w Ghanie, gdy miałem piętnaście lat. To były moje pierwsze Święta w Afryce: 32 stopnie w cieniu, żar z nieba, a ja w krótkich spodenkach wsiadałem do samochodu, aby pojechać po zakupy na Wigilię!
Ale jak w Afryce ugotować wigilijne potrawy? Skąd zdobyć składniki?
Już mama ma swoje sposoby... (śmiech) Czasem nawet sami kisiliśmy kapustę i ogórki. Poza tym, mama zawsze dodaje coś z kuchni afrykańskiej - jako symbol tego, że mieszka w innym kraju.
A Pan podwija czasem rękawy i zamienia się w kucharza?
Osobiście, jestem raczej typem świątecznego konsumenta... (śmiech) ale od trzech miesięcy w kwestiach kulinarnych się intensywnie dokształcam!
Po wigilijnej kolacji, pada w domu hasło "śpiewamy"?
Oczywiście! Kolędy śpiewamy głównie po polsku. Mój ojciec mieszkając w Polsce śpiewał w kościelnym chórze i bardzo tę tradycję pielęgnuje. Pamiętam, że jako dziecko często akompaniowałem podczas wigilijnego kolędowania na małym elektrycznym keyboardzie. Zawsze rozpoczynamy od "Bóg się rodzi". Już słyszę w uszach charakterystyczne brzmienie głosu taty podczas pierwszych taktów... (śmiech).
A jak planuje Pan spędzić Sylwestra?
Wyjeżdżam ze znajomymi na szaleństwa snowboardowe. Robię tak od trzech lat i zawsze jest wyśmienita zabawa. Sylwestra trzeba spędzać z ludźmi, których się dobrze zna.
Czyli spokojna zabawa małym gronie?
Spokojna? W życiu! (śmiech) Skoro jest impreza, to musi być też szaleństwo! Tyle, że w noc sylwestrową wolę szaleć w gronie przyjaciół - a nie na sztywnym balu...
Postanowił już Pan coś na Nowy Rok?
Jak każdy - mam postanowienia, ale z ich wypełnianiem bywa różnie... (śmiech). Mówiąc serio, takie postanowienia staram się robić częściej - raz do roku to zdecydowanie za rzadko! Swoim życiem staram się zarządzać na bieżąco...
Dziękujębardzo za rozmowę.
Rozmawiała Joanna Rutkowska.