Ma pani kompleksy?
Mam (śmiech).
Na przykład...
Nie powiem.
Dlaczego?
Bo to są moje własne, osobiste i bardzo prywatne kompleksy. Ciężko wypracowane przez lata. Jestem w stanie się przyznać, że je mam. I to całkiem sporo. Ale jak są prawdziwe to się ich nie zdradza (śmiech).
Jaki komplement słyszy pani najczęściej?
Ja jestem dość płochliwa i komplementy mnie peszą. Nie nastawiam się na nie i ich nie kolekcjonuje. Ostatnio usłyszałam od jednego przejętego pana, że na żywo wyglądam bardziej inteligentnie, ale za to na ekranie dużo ładniej. Był absolutnie uroczy, tak starał się powiedzieć mi coś miłego, a kompletnie mu nie wyszło i to dwukrotnie (śmiech). Ludziom często zdarza się komplementowanie "na opak". Na przykład mówią coś w stylu: pięknie pani wygląda jak na swój wiek (śmiech), albo strasznie głupio pani zagrała, mając na myśli głupią postać. To oczywiście żarty. Słyszę ogromnie dużo naprawdę miłych i ciepłych słów na temat talentu czy urody. Najmilej jest usłyszeć, że widzowie pamiętają konkretne role, a nawet wypowiedzi. To wystarcza za wszystkie komplementy.
Pojechała pani w zeszłym roku do bazy wojskowej w Afganistanie. Opowie nam pani coś bliżej o tym?
Pojechałam do Afganistanu z koncertem bożonarodzeniowym dla polskich żołnierzy. Mieliśmy się udać do bazy El Sharana, w której stacjonuje większość polskiego kontyngentu. Z różnych względów m.in. pogodowych i bezpieczeństwa nie dało się wtedy tam dotrzeć. Skończyło się na tym, że pozostaliśmy w Bagram - dużej przerzutowej bazie, w której większość stanowią Amerykanie, a koncert się nie odbył. Wykorzystaliśmy jednak czas i kamerę i zamiast koncertu zrobiliśmy film dokumentalny o tym, jak polscy żołnierze od trzech lat opiekują się sierocińcem w Charikar pod Bagram.
Dlaczego zdecydowała się pani tam pojechać?
Uważam, że niezależnie od tego czy popieramy polską obecność zbrojną poza granicami kraju - tam jadą nasi żołnierze, którym coś się od nas należy. Jest to rodzaj powinności ludzi uprawiających takie zawody jak mój. Nasi żołnierze są poza Polską, daleko od rodzin, bardzo tęsknią i narażają swoje życie. Nasze wsparcie jest to dla nich bardziej istotne niż jesteśmy to sobie w stanie wyobrazić. Zgodziłam się, bo czułam, że poza przygodą, to jest coś ważnego.
Było to chyba ryzykowne?
Gdybym lubiła ryzyko, to bym po prostu skoczyła na bungee, a nie tłukła się przez pół świata na wojnę do Afganistanu (śmiech). Ale rzeczywiście przeszła mi taka myśl przez głowę: Oj Wagner, masz małe dziecko, czy ty masz dobrze w głowie, żeby jechać na wojnę? Zwłaszcza gdy wyjeżdżaliśmy poza obręb bazy do Charikar. To był wyjazd w pełnym rynsztunku bojowym z załadowaną bronią, po odprawie wojskowej jak z amerykańskich filmów. Wtedy, jadąc w opancerzonym konwoju, zastanawiałam się czy czasem nie przesadziłam. Jednak wspominam ten wyjazd jako bardzo interesujące przeżycie.
Często wybiera pani takie "interesujące" rejony?
Ja w ogóle mam skłonność do jeżdżenia w dziwne miejsca. Widocznie jestem z natury ciekawska. Pamiętam, jak przy okazji promocji "Quo vadis" proponowano aktorom do wyboru festiwale. Na liście były różne słynne, począwszy od Cannes. Pomyślałam, a co tam może być interesującego? I wybrałam oczywiście coś kompletnie innego - festiwal-dziwo w Phenianie w Korei Północnej. Jest to zamknięty kraj, do którego nie można normalnie wjechać, to była jedyna okazja, aby zobaczyć go na własne oczy. Spędziłam tam dziesięć niezwykłych dni, absurd wcielony. Jako jeden z bardziej egzotycznych wyjazdów wspominam też Albanię, która mi się "trafiła" przy okazji pewnego filmu. Widziałam tam rzeczy, których nikt by się po Europie nie spodziewał, na przykład góry po horyzont usiane bunkrami.
Rozmawiała: Joanna Rutkowska
W kolejnej odsłonie, Pani Agnieszka zdradzi czy jest feministką, co lubi a czego nie znosi oglądać w telewizji oraz na co chodzi do kina. Serdecznie zapraszamy!