Wakacje w tym roku...
Zapowiadają się bardzo dobrze. Najpierw wybieram się na męski wypad z kumplami nad morze. Kolega ma tam domek i jedziemy sobie trochę poszaleć. Potem są konie na Kaszubach, a na końcu żagle na Mazurach.
Jeździsz konno?
Nie uprawiam jeździectwa wyczynowo, ale od kilku lat regularnie jestem na Kaszubach i spędzam czas na obozie konnym. A Kaszuby są fantastyczne - są tam piękne jeziora, lasy... Jeżdżę w to miejsce dla koni, przyrody i znajomych. Bardzo lubię wypoczywać w ten sposób.
Spadłeś kiedyś z konia?
Spadłem, ale niegroźnie. Wiosną natomiast przytrafiła mi się inna przygoda. Szliśmy powoli w stępie i pomyślałem, że zrobię młynek (obrót o 360 stopni na koniu). Zaczynam robić obrót, jestem już w pozycji 180 stopni, czyli tyłem do kierunku jazdy i w tym momencie kumpel wydaje głośną komendę, na którą reaguje mój koń i w mgnieniu oka zaczyna galopować. A ja cały czas siedziałem tyłem do kierunku jazdy i byłem przerażony! Ale im dłużej tak galopowałem, tym bardziej mi się to podobało i nie spadłem (śmiech)!
Idealne wakacje - jak miałyby wyglądać?
Objazd całej Europy samochodem, taki wypad zupełnie na dziko. Tak wyobrażam sobie na razie ideał. Ale dla mnie każde wakacje są w pewnym sensie wyjątkowe, bo zawsze szukam pozytywów. Na szczęście jestem takim człowiekiem, że widzę szklankę do połowy pełną, a nie od połowy pustą.
Zbierasz pamiątki z wyjazdów?
Jak jestem nad morzem, to zabieram piasek z plaży... Na razie - póki sam nie wypuszczam się w dalekie kraje - to zbieram rzeczy przywiezione przez kogoś (śmiech). Teraz np. mój kolega pojechał do Barcelony na kilka dni i poprosiłem go, żeby mi kupił tam kapelusz - więc może będę miał pamiątkę z jego wyjazdu (śmiech).
Co robisz z piaskiem?
Jakoś specjalnie go przechowujesz? Przechowuję go w kieszeniach do pierwszego prania, bo zawsze o nim zapominam jak już wracam do Warszawy.
Na wyjazdach próbujesz nowych smaków?
Na Kaszubach rzeczywiście jest trochę inne jedzenie. Podstawą tej kuchni są ziemniaki, kluski i kasze oraz ryby, w które obfituje ta okolica. Nowością były dla mnie pulki - taki chlebowy przysmak.
A co najbardziej ekstremalnego zjadłeś na wakacjach?
Jeszcze mało podróżowałem po egzotycznych krajach, żeby spróbować np. robali. Wszystko przede mną. Jedyne, co sobie przypominam, to jak byłem w Niemczech, jadłem mózg i bycze jądra, które są przepyszne. Jadłem też ślimaki, ale to chyba nic ekstrawaganckiego w dzisiejszych czasach.
Ulubiony smak lata z dzieciństwa?
Skrzydełka z grilla. Urodziłem się na Mazurach, a dzieciństwo spędziłem nad jeziorem. Rodzice mają swoją paczkę znajomych i zawsze w wolnym czasie pędziliśmy w kilka rodzin nad jezioro. Gotowaliśmy tam obiady, graliśmy w piłkę, pływaliśmy...
Twoja metoda na upał?
Zimne piwo! Coca cola z lodem i cytryną, jazda samochodem z klimatyzacją (śmiech). A jak jestem na Mazurach, to siedzę cały dzień w jeziorze.
Czy coś cię denerwuje w lecie?
Tak, opalanie. Nigdy w życiu nie byłem na solarium, to dopiero musi być męka. Nienawidzę się opalać, ale uwielbiam słońce. Moja skóra bardzo szybko je łapie. Wystarczy chwila i jestem brązowy - tzn. ja w ogóle mam ciemną karnację.
Czy wierzysz w wakacyjną miłość?
Ja po prostu wierzę w miłość, niezależnie od pory roku (śmiech).
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała: Joanna Rutkowska