Jak wyglądał Pani pierwszy dzień na planie "Barw Szczęścia"?
Zdjęcia mieliśmy w piękny letni dzień. W Zalesiu Górnym kręciliśmy komunię jednego z dzieci Pyrków. Było to moje pierwsze spotkanie z Agnieszką Pilaszewską i Krzysiem Kiersznowskim, czyli moimi serialowymi rodzicami. A także z wieloma aktorami z obsady "Barw…" - Izą Kuną, Olafem Lubaszenką, świętej pamięci panem Henczem i całą piątką dzieciaków, które nie wydawały się być tak zestresowane jak ja. Bardzo się denerwowałam, bo chciałam jak najlepiej wypaść, choć tego dnia jako jedna z zaproszonych gości nie miałam zbyt wiele do powiedzenia. Atmosfera była bardzo przyjazna, wszyscy byli bardzo podekscytowani, że wspólnie tworzymy coś nowego.
Szlify poszczególnych postaci dopracowano na gorąco w ciągu pierwszych dni na planie?
Wcześniej mieliśmy spotkania z Natalią Koryncką-Gruz - reżyserką pierwszych odcinków - w celu omówienia postaci. Jaki ma być ich wizerunek, jaki charakter… Natalia nad wszystkim czuwała i spotykała się z każdym indywidualnie. Na planie już wiedzieliśmy, kto jaki ma być.
Od początku było wiadomo, że Kasia będzie instruktorką fitness?
Tak. Pamiętam sceny, kiedy Kasia przedstawiała rodzicom pomysł na otworzenie tego interesu. Mama była cała w nerwach, tata też nie był przekonany. A Kasia dobrze wiedziała, czego chce i musiała ich namówić, aby pomogli jej zorganizować pieniądze na własny Fitness Klub.
Miała Pani szkolenie w kierunku fitness?
W serialu trzeba trzymać się specjalistycznego nazewnictwa. Dlatego celowym zabiegiem było to, że jednym z moich pracowników w Fitness Klubie był prawdziwy instruktor fitness. Kiedy trzeba było, abym wypadła profesjonalnie, korzystałam z jego pomocy. Teraz, gdy Kasia prowadzi pogram w telewizji, też wspieram się fachową pomocą. Mam w grupie profesjonalną instruktorkę fitness.
Gra Pani Kasię od 3 lat. Czy czuje Pani, że Kasia się zmieniła?
Na początku była zbuntowaną, dynamiczną dziewczyną, która żyje po swojemu ze wszystkimi tego konsekwencjami. Miała swoje zdanie i prężnie dążyła do obranego celu. Ale postać nie może być wciąż taka sama. Według mnie Kasia straciła gdzieś swoje pazurki. Już nie jest taką zadziorą jak kiedyś. Jak dla mnie stała się trochę za spokojna i za bardzo godzi się z otaczającą ją rzeczywistością. Ja bym jej jednak dodała trochę pikanterii.
A co Pani lubi w Kasi Górce?
Kasia zawsze miała duże poczucie humoru, co mi się w niej szalenie podobało. Zwłaszcza było to widoczne w kontaktach z rodzicami. Ma cięty język i umiejętnie zripostuje każdą zaczepkę. Lubię ją też za cechy, które ja próbowałam jej przekazać, czyli dynamiczność, radość życia, spontaniczność… I to, że mimo wszystko trzyma się swoich ideałów. Było to zauważalne w konflikcie z niedoszłą teściową - Aliną, kiedy mimo wszystko nie pozwoliła się stłamsić i pokazała silny charakter.
Jakie sceny lubi Pani grać w serialu?
Wtedy, gdy bohater przeżywa silne emocje. Niezależnie od tego czy to jest euforia czy dramat, to są najciekawsze zadania aktorskie.
Były w ciągu tych trzech lat sceny, które trudno się Pani grało?
Sceny odejścia i bólu po stracie Jadzi, czyli mojej serialowej mamy. Trudno jest grać śmierć najbliższej osoby i wprowadzać się w stan totalnego smutku, bo trzeba te wszystkie emocje poczuć w sobie. Poza tym z Agnieszką Pilaszewską bardzo byłyśmy zżyte i zgrane. Dlatego też życiowo było to dla mnie dość przykre, że już nie będziemy spotykać się na planie.
To może porozmawiajmy o czymś wesołym. Gotuje się Pani na planie?
Codziennie i permanentnie. Jestem chyba pierwszą "gotowaczką" (śmiech). Ktoś się przejęzyczy, zasepleni i gotowe. Ale sama też umiem swoich kolegów skutecznie wytrącić z gry i rozśmieszyć. Najczęściej udaje mi się wkręcić Sebastiana (Cybulskiego, serialowego Ksawerego, przyp. red.).
Z kim Pani się najlepiej gra?
Bardzo lubię grać z Krzysiem Kiersznowskim, który jest świetnym aktorem i cudownym człowiekiem. Garściami można od niego brać i bardzo sobie cenię te spotkania.
Wraca Pani czasem do starszych odcinków?
Jesteśmy stosunkowo młodym serialem w związku z tym, jeśli trafiam na powtórki, to nie czuję, że to już odległa przeszłość. Czas szybko zleciał i mnie przynajmniej się wydaje, że wszystko było całkiem niedawno. Fizycznie się nie zmieniliśmy, może tylko wątki znacznie się rozbudowały. Ale na wspomnienia przyjdzie jeszcze czas.
Czego chciałaby Pani życzyć Kasi i serialowi na kolejne 500 odcinków?
Kasi, żeby więcej działała pod prąd! Niech wyostrzą się jej pazurki i na nowo stanie się waleczną dziewczyną. A "Barwy Szczęścia" niech dalej cieszą widzów i trzymają w napięciu przez kolejne 500 odcinków.
Rozmawiała: Joanna Rutkowska