Jak wspominasz swój pierwszy dzień na planie "Barw Szczęścia"?
To były sceny w biurze, od razu musiałam wejść w postać poważnej pani redaktor. Byłam ubrana w elegancką, białą sukienkę w czerwone i czarne kwadraty. Pamiętam też potworny stres, który mi towarzyszył tego dnia. Ale tak naprawdę, dzięki nowym wyzwaniom zawodowym, mogłam oderwać się od kłopotów w życiu prywatnym, które wtedy mnie dotknęły.
I jak wyglądały pierwsze "koty za płoty"?
Z początku przeżywałam i żyłam każdą chwilą spędzoną na planie. Wszystko było dla mnie nowe, włącznie z nową fryzurą i nowym image... Bardzo cieszyłam się z tych zmian i na nowo odkrytej kobiecości. Z całą ekipą szybko się zakumplowałam, a zwłaszcza z Piotrem Jankowskim, z którym spędzaliśmy czas pomiędzy scenami na bardzo długich rozmowach. Stał się moim "barwowym" przyjacielem.
Dla wielu widzów Marta Walawska jest wzorem do naśladowania. Jak myślisz, skąd fenomen popularności tej postaci?
Marta jest kobietą, która z optymizmem patrzy na świat. Jest modna, pomysłowa, wykonuje ciekawy zawód, zawsze stara się wybrnąć z nawet najtrudniejszej sytuacji. Nie poddaje się i myślę, że tu leży klucz do jej sukcesu. To zasługa pani Ilony Łepkowskiej, która stworzyła Martę pod moje warunki i energię.
Ale Marta nie jest rozpieszczana przez los...
To prawda wpada często w dołek, ale szybko z niego wychodzi.
Niedawno Marta przeżywała ciężki okres. Walka o dziecko wykończyła ją psychicznie.
Te sceny bardzo dużo mnie kosztowały, bo często przychodziłam do domu ze spuchniętymi od płaczu oczami. Czasem znajomi pytali mnie czy coś złego się u mnie dzieje prywatnie, a ja byłam po prostu zmęczona walką Marty. Ale jak już mówiłam - to jest postać, która popłacze, a potem bierze się za życie. Zakłada szpilki, pije łyk kawy i działa. Dlatego jej siła często udziela się i mnie. Jak mam czasem dość, to myślę: Marta dałaby radę i ja też dam!
A jest coś, czego nie lubisz w swojej serialowej bohaterce?
Tej samej kontraktowej fryzury. Bardzo chciałabym móc poszaleć z włosami Marty. Coś pozmieniać, co i rusz czesać inaczej...
Z kim lubisz najbardziej grać?
Jedną z tych osób jest z pewnością Piotrek Jankowski! Gdy się spotykamy, to nawzajem się podpuszczamy i wystarczy chwila moment, a gotujemy się na planie. Mamy sprawdzone miny, a czasem wystarczy samo hasło i oboje padamy ze śmiechu. Ale nie umiem wybrać jednej osoby. Z każdym mam inne relacje, o czym innym rozmawiam w czasie przerw. Lubię rozmowy z Marzenką Trybałą, Izą Kuną. Z Marcinem Czarnikiem omawiamy np. nowinki technicznie, komputerowe albo teatralne. Jest jeszcze nasza mała Gabrysia, która już dużo rozumie i jestem jej super kumpelą. Ze wszystkimi czuję się swobodnie.
Wracasz czasem do starych odcinków i patrzysz jak wyglądałaś, jak grałaś?
Wracam i porównuję. Taksuję swój nastrój, wracam myślami do tamtych dni, gdy to kręciliśmy. Porównuję jak wyglądałam i z przyjemnością stwierdzam, że teraz prezentuję się lepiej (śmiech).
Kiedy najbardziej speszyłaś się na planie "Barw..."?
Gdy okazało się, że spotkałam na planie moją profesorkę, opiekunkę mojego roku w szkole teatralnej - Agnieszkę Mandat. A w serialu zagrała moją podwładną - panią Helenkę. To był straszny stres. Czułam się jak na egzaminie. Myślałam, że zaraz wyciągnę indeks i okaże się czy zdałam (śmiech). Trudność sprawiało mi to, że grałam jej zwierzchniczkę.
A pamiętasz jakieś swoje wpadki na planie?
Bardziej upadki, z których słynę (śmiech). Jak wywinęłam kiedyś orła ze schodów, to do dziś czuję mój bark, który najbardziej wtedy ucierpiał.
A gdybyś miała zagrać kogoś innego w "Barwach Szczęścia", to na kogo by padło?
Na Kaśkę Górkę, ponieważ może sobie pozwolić na o wiele więcej fryzur (śmiech). Może więcej w sobie zmieniać. Zakładać czapki, opaski... i mniej formalne ubrania. I oczywiście przezabawna Jola, czyli postać Małgosi Potockiej. Mogłabym poszaleć w komediowej konwencji.
Co dała Ci praca w serialu takim jak "Barwy Szczęścia"?
Spełniam się zawodowo i jestem bardzo otwarta na różne propozycje. Dzięki serialowi zagrałam w filmie, częściej jestem zapraszana z moim recitalem. Jedno drugie rozkręca. Poza tym czuję i mam pewność, że marzenia się spełniają. I jeśli czegoś mocno się chce, to się to sprawdza. Bo wszystko, prędzej czy później, jest w zasięgu naszej ręki.
Za swoją pracę po raz drugi zostałaś nominowana do Telekamery. Nagrody są dla Ciebie ważne?
Nie będę kokietować, że jest mi to obojętne. Taka nagroda jest w pewnym sensie podsumowaniem mojej pracy. Tego, że dobrze ją wykonuję. Jednak nominacja sprawia, że ten okres jest dla mnie dość nerwowy. Z jednej strony to cudowne wyróżnienie, a z drugiej wielka odpowiedzialność, żeby nie zawieść tych, którzy oddają na mnie swój głos. Tych, którzy piszą o mnie blogi i tych, którzy razem ze mną walczą.
Gdybyś mogła pokierować losami Marty na kolejne 500 odcinków, to jakby one wyglądały?
Życzyłabym sobie, żeby Marta miała teraz same powody do radości, a Piotr na nowo zdobył jej zaufanie i... serce. Bardzo bym chciała, żeby Walawska mimo wszystko mu wybaczyła i na nowo byli rodziną. Chciałabym też, aby moja Marta nadal była fajną babką i żeby miała wspólny wątek z Michałem Jeleniem, czyli z Krzysztofem Respondkiem! Drodzy scenarzyści, bardzo proszę. Może jakaś wspólna impreza osiedlowa, na której razem by zaśpiewali?
Rozmawiała: Joanna Rutkowska