Za oknami zima na całego, a u ciebie gorący okres. Miałaś wyjątkowo intensywne zakończenie roku!
Faktycznie, czekam na różne wydarzenia. Przede mną premiera "Och, Karol 2" w styczniu i ogłoszenie wyników konkursu Telekamery, do którego zostałam nominowana obok czterech innych aktorek. To dowód, jak dużo dawałam z siebie przez ostatnie kilka lat, i ogromna nagroda. Jest mi bardzo miło, że zostałam w ten sposób doceniona. Gdy się dowiedziałam o nominacji, zamurowało mnie, a potem pobiegliśmy z moim chłopakiem po szampana. Mama i tata mało nie padli na zawał serca! Nie chodzi o wynik, tylko samo wyróżnienie. Mobilizuje mnie ono do intensywnej pracy i daje wiarę, że warto wstawać rano z uśmiechem i iść do pracy. Jakkolwiek by nie było, bo nie zawsze jest kolorowo. To dowód, że marzenia się spełniają. Gdyby kilka lat temu ktoś mi powiedział, że będę nominowana do nagrody, gdzie o wynikach decydują głosy ludzi z całej Polski, nie uwierzyłabym.
Kto poinformował cię, że jesteś nominowana?
Dowiedziałam się o tym równocześnie z dwóch źródeł. Zadzwonił do mnie producent "Barw Szczęścia" Tadeusz Lampka, a chwilę później otworzyłam list od redakcji Tele Tygodnia, którego omal nie przeoczyłam! Z nominacją i premierą "Och, Karol 2" zbiegła się jeszcze emisja pięćsetnego odcinka "Barw Szczęścia". Nasz serial - obok "Kocham Cię, Polsko!", gdzie występuję - też otrzymał nominację do Telekamery. Dużo się dzieje. To czas, w którym skupiam się na sobie, inwestuję w rozwój.
W jaki sposób?
Parę godzin w tygodniu poświęcam na naukę języka angielskiego. Na chwilę porzuciłam hiszpański, ale pomału do niego wracam. Czytam ciekawe książki, dużo biegam, staram się raz na jakiś czas wyjechać, coś zobaczyć, odpocząć. Myślę, że dosyć mądrze rozporządzam czasem. Do tego jestem świeżo po premierze spektaklu "Zdobyć, utrzymać, porzucić" w teatrze Roma. Mam za sobą pół roku intensywnych prób, ale myślę już o kolejnej sztuce. Przygotowuję materiał na płytę. Wreszcie się uda, trzecia przymiarka będzie ostatnią. Udzielam się także charytatywnie. Akurat teraz pomagam domom dziecka i stowarzyszeniom, które wspierają ubogich. Staram się przełożyć popularność na pomoc innym. Podoba mi się akcja fundacji Urszuli Jaworskiej, która polega na wspieraniu ludzi z nowotworem mózgu. Mam nadzieję, że będę mogła bardziej się w nią zaangażować.
W "Och, Karol 2" grasz Irenę, jedną z kochanek tytułowego bohatera. Co to za kobieta?
Troszkę poplątana, bardzo stanowcza, z zasadami. Jest nad wyraz punktualna i skrupulatna, wszystko liczy i zapisuje w notesie. Kocha Karola w przedziwny sposób, można powiedzieć - statystycznie. Notuje, ile spędza z nim czasu, ile było uścisków, całusów. Ma klasyczny styl, dopracowany do perfekcji. Chodzi w dobrze skrojonej garderobie, na każdą okazję zmienia fryzurę. To kobieta, która wszystko dopina na ostatni guzik. Nieważne, czy chodzi o pójście do łóżka, czy obiad. Na pewno bardzo dobrze zapamiętam tę postać i film, bo na planie czułam się jak w saunie! To był chyba najgorętszy lipiec i sierpień ostatnich lat. Za oknem lał się żar, a my realizowaliśmy dużo zdjęć we wnętrzach. W dodatku Irena gustuje w ciemnych kolorach i wysokich obcasach. Myślałam, że się ugotuję!
Dobrze, że w niektórych scenach nie musiałaś nosić dużo ubrań...
Rzeczywiście, jest w filmie taka scena. Irena jest zachowawcza, ale czasami pozwala sobie na szaleństwo. Namówią ją do tego koleżanki. Da się przekonać i będzie tańczyła przed Karolem (Piotr Adamczyk - przyp. aut.) w samej bieliźnie.
Jak dałaś sobie radę z tymi scenami?
Takie sceny są kłopotliwe i krępujące, także ze względu na bliskich. Chłopaka, rodzinę. Chodzi o to, żeby nie padli na serce w kinie (śmiech). Ja już wszystkich przygotowałam do tego, co zobaczą, żeby nie było zaskoczenia. Podczas kręcenia takich ujęć trzeba mieć zaufanie dla partnera i ekipy. Sprawdzałyśmy z dziewczynami w rozpisce, na który dzień przypada scena striptizu. Byłyśmy zestresowane. Jak się okazało, niepotrzebnie, bo na planie było dużo śmiechu.
Jaką choreografię wymyśliłaś?
Nie zdradzę szczegółów, bo to trzeba zobaczyć w kinach. Mogę tylko powiedzieć, że występowałam z papierosem. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że nie palę. Niezłe wyzwanie. Przez cały dzień czułam się jak Irena, niesmak pozostał aż do wieczora (śmiech). Gdy moja mama dowiedziała się, że paliłam na planie - a podobno zrobiłam to bardzo sugestywnie - zaniemówiła. Na razie nie wierzy, chce to zobaczyć na własne oczy (śmiech).
Masz jakieś wspólne cechy z Ireną?
Też jestem skrupulatna, ale trochę inaczej niż ona. Korzystam z kalendarza, gdzie wszystko notuję. Z punktualnością mam jeszcze pewne problemy, ale nad tym pracuję (śmiech).
A widzisz jakieś podobieństwa między Ireną a Martą, którą grasz w "Barwach Szczęścia"?
Może tylko to, że obie dbają o ubiór i wygląd. Charaktery mają zupełnie inne. Marta jest niezdecydowana, bardzo często ulega innym. A Irena to wymagająca, konkretna kobieta, która potrafi powiedzieć, że jej się nie podoba. Żeby nie wiem jak Karol się upierał, i tak musiał wsunąć kanapkę z serem, jajko, banana, ciastko i popić herbatą (śmiech).
Rozmawiał: Jan Dziekan