Zajrzałem na pani bloga. Przyjemnie popatrzeć na zdjęcia pani rodziny – gromadka uśmiechniętych dzieci, dużo miłości i radości. Jaki jest przepis na szczęście?
Każdy ma swoją drogę do szczęścia. Znam ludzi, którzy spotkali się w szkole podstawowej i tworzą udany związek do dziś. Ja musiałam się trochę nacierpieć, pobłądzić. Wiele lat tułałam się i podejmowałam złe decyzje, natrafiałam na niewłaściwych ludzi. Wyciągnęłam wnioski z popełnionych błędów, żeby móc teraz tworzyć coś wartościowego. Nie przyszło mi to gładko. Mój mąż też jest po przejściach; znaleźliśmy się i nam się ułożyło.
Pani mąż ma pewnie niewiele do powiedzenia - pięć kobiet w domu to żywioł, którego nie da się opanować!
Gdybyśmy na co dzień były w piątkę, pewnie by zwariował (śmiech). Córki mojego męża mieszkają ze swoją mamą, są u nas co drugi weekend, jeździmy razem na wakacje. Żyjemy w czwórkę z moimi córkami, ale to wystarczy – też jest większość kobitek.
Układa się pani także zawodowo. Po przerwie wróciła pani na plan serialu.
Ta przerwa trwała nieco ponad dwa lata - na planie "Linii życia" pracowałam jeszcze pod koniec 2011 roku, a zdjęcia do "Braw szczęścia" zaczęłam w połowie 2014. W tym czasie nie występowałam w produkcjach filmowych, ale to nie znaczy, że trwałam w bezczynności. W 2011 roku zostałam twarzą i prezenterką kanału filmowego dla kobiet Romance TV, co też jest dla mnie rodzajem roli. Moim autorytetem w pracy prezenterki jest Grażyna Torbicka, którą bardzo cenię. W dobie zmanierowanych twarzy stacji telewizyjnych, często pretensjonalnych i nie potrafiących się wysłowić, Grażyna Torbicka ze swoją naturalnością, elokwencją, stonowaniem i klasą robi duże wrażenie. Gdy jestem w studiu i zapowiadam przed kamerą kolejne pozycje programowe, wcześniej myślę, że chciałabym chociaż w małym stopniu dorównać pani Grażynie.
Stęskniła się pani za planem filmowym?
Bardzo lubię pracę na planie, ale nie myślałam o tym, czy za nią tęsknię, czy nie. Może gdybym nie miała rodziny, byłoby inaczej. Na co dzień mam mnóstwo zajęć, brakuje mi czasu na takie rozważania. Dopiero, gdy stanęłam przed kamerą, wypełniła mnie radość, poczułam jak to uwielbiam! Szczególnie, gdy poprzez rolę mam możliwość pokazania poważniejszych emocji, a Dominika Sadowska, którą gram w "Barwach szczęścia", jest taką postacią. Ma w życiu pod górkę, płacze, złości się, cierpi, ma rozterki, czyli dla mnie jako aktorki idealnie (śmiech). Już w pierwszej scenie grałam rozpacz w kawiarni. Wróciłam na plan po przerwie i od razu takie wyzwanie – rewelacja!
Wątek, do którego dołączyła Dominika, jest wyjątkowo skomplikowany emocjonalnie i trudny do oceny.
Wydaje mi się, że w układzie Kasia -Dominika-Lukasz nikt nie jest winny. Serialowa Katarzyna nie szukałaby kontaktu z biologicznym ojcem swojego dziecka, czyli Łukaszem, gdyby nie wyjątkowe okoliczności. Ratowała życie Ksawerego juniora, który zachorował. Z kolei Łukasz nie szukał przygód, to nie była wpadka, romans. Prowadził śledztwo dziennikarskie – chciał przekonać się na jakiej zasadzie działają banki nasienia i został dawcą. Połączył ich przypadek, a gdy się spotkali, narodziły się między nimi uczucia. Zbiegło się to w czasie z kryzysem w związku Dominiki i Łukasza. Nikt nie zawinił, nie zrobił niczego złego, a teraz trudno coś z tym fantem zrobić. Dwoje ludzi ma dziecko, kocha się, a Dominika nie zasłużyła, żeby ją porzucić.
Jak rozwinie się ten wątek?
Trudno ocenić, jakie intencje ma Dominika, czego tak naprawdę chcę, bo co innego mówi, co innego myśli. Gdy rozmawiałam na planie z Natalią Koryncką-Gruz (reżyserka "Barw szczęścia" - przyp. aut.) o depresji mojej bohaterki, zastanawiałyśmy się, czy to już poważna choroba, czy może trochę udawanie, które ma na celu zwrócenie na siebie uwagi.
Rozumiem, że w pani domu nastał czas rodzinnego oglądania "Barw szczęścia"?
Oczywiście, że tak! Moja mama od dawna ogląda "Barwy szczęścia", więc jest bardzo zadowolona, że dołączyłam do obsady. Moje córki i mąż są ciekawi, jaką postać gram, więc też zaczęli śledzić serial. Podczas oglądania pierwszych odcinków z moim udziałem nie było chrupania popcornu, pilnowałam spokoju (śmiech). Gdy widzę się pierwszy raz w jakiejś roli, jestem pełna napięcia. Przeżywam, analizuję.
Rola w "Barwach szczęścia" i praca dla Romance TV wypełniają pani grafik zawodowy po brzegi, czy znalazłaby pani jeszcze czas na inne wyzwania?
Jestem bardzo zadowolona z tego, co mam, co nie znaczy, że nie chciałabym więcej. Gdyby pojawiła się ciekawa propozycja, mogłabym z niej skorzystać. Moje dzieci są coraz starsze, coraz bardziej samodzielne. Oczywiście są niezadowolone, gdy jadę do Warszawy do pracy, ale już się do tego przyzwyczaiły. Nauczyły się podgrzewać obiad, który im przygotowuję, odpytują się nawzajem przed lekcjami. Mąż też świetnie daje sobie radę, a ja mogę odpocząć od odrabiania z dziewczynkami matematyki (śmiech). Wszyscy korzystają.
Matematyka śni się po nocach wielu rodzicom...
Nie lubię tego przedmiotu, ale nie mam wyjścia, bo muszę pomagać córkom. Jakoś daję radę, dzielnie się trzymam. Mamy nawet wypracowany pewien system. Mój mąż jest świetny z matematyki, ale nie ma talentu pedagogicznego. Wszystko dla niego jest oczywiste i jasne. Wieczorem wypytuję go o różne matematyczne kwestie i staram się zrozumieć, co mówi, a potem tłumaczę to dzieciom na ludzki język (śmiech). Ja zaś mam większą wiedzę niż małżonek w zagadnieniach związanych z kulturą, sztuką, faktami ze świata filmu, teatru. Tak się dopełniamy.
Rozmawiał: Kuba Zajkowski