Wielkanoc spędzasz ...
W Tychach – jak w każde święta jestem z rodziną. Czasem w Wielkanoc staramy się gdzieś wyjechać. Najchętniej w góry. Pamiętam takie jedne wyjazdowe święta w gronie około trzydziestoosobowym. Było fantastycznie!
W tym roku również będzie takie spore grono?
Jeszcze nie wiem, jak to będzie wyglądało. Ale z pewnością nie obejdzie się bez zajączka i szukania prezentów po ogrodzie. A towarzyszyć nam będzie jak zawsze mnóstwo dobrej, wiosennej energii!
Skąd ta tradycja?
To jest chyba śląska tradycja, bo nie spotkałam się z nią nigdzie indziej. W moim rodzinnym domu mamy duży ogród, więc sprawa jest ułatwiona. Jako dzieci sprawiało nam to ogromną radość i nadal jest to bardzo urocze. Chodzimy po ogródku i szukamy gniazdka, gdzie wielkanocny zajączek zostawił nam prezenty. Jeśli było się niegrzecznym zamiast prezentów zając przynosi kozie bobki, ale nam się to nie zdarzyło. Z tego wniosek, że byliśmy grzecznymi dziećmi (śmiech)!
W śmigus-dyngus woda leje się strumieniami?
Uprawiamy wersję "hard", więc woda leje się całymi wiadrami i nie oszczędzamy nikogo. Pamiętam święta w Zakopanem, gdy w wielkim gronie zaczęliśmy okładać się wodą już przy stole. Mój brat wylał mojej przyjaciółce na głowę wiadro wody. Potem wszyscy już tylko biegali po kubły z wodą. Starzy, młodzi - laliśmy się równo! Mało tego, dołączyła do nas obsługa tego ośrodka, a wody było po kolana!
Malujecie pisanki?
Tak, ale kierownikiem w tej dziedzinie jest mój tato. Maluje jajka woskiem, a potem wkłada do kolorowych farbek i wychodzą piękne kolorowe pisanki. Tradycją jest, że w dzień przed Wielką Sobotą, zjeżdżają się najmłodsze dzieci i pomagają mu malować jajka, zbierają bratki na ogródku, robią różne stroiki. Chciałabym, aby w moim domu też tak było – rodzinnie, głośno i w takiej fajnej atmosferze.
Dziękuję za rozmowę
Rozmawiała: Joanna Rutkowska