Jak wspominasz pierwszy dzień na planie "Barw szczęścia"?
Martę Nieradkiewicz poznałem jakiś tydzień wcześniej i pewnie dlatego łatwiej było mi się wdrożyć tego dnia w pracę ekipy. Ale chyba każdy ma takie wrażenie pracując na planie tego serialu, że tam jest szalenie miło. Wszyscy się doskonale rozumieją i sobie pomagają, a efekty tego widać na ekranie.
Polubiłeś swoją postać?
Muszę przyznać, że tak (śmiech). Dość często mam okazję grać niezbyt przyjemnych typów, którzy ganiają z bronią. A to jest fajna odmiana. Antonio to miły, uśmiechnięty i pozytywny facet. Jak tu go nie lubić?
Nie taki do końca pozytywny, skoro kręci się koło mężatki.
Przecież to Włoch z krwi i kości, a Julia to niebieskooka blondynka (śmiech). A tak poważnie, myślę że Antonio nie ma złych intencji, ale jak to się rozwinie - zobaczymy. Może widzi, że Julia zasługuje na kogoś lepszego niż Paweł?
Co masz wspólnego ze swoim bohaterem?
Chyba niewiele (śmiech). Na pewno nie jestem taki szybki jak mój bohater. Antonio rzeczywiście bardzo szybko wprowadza w czyn swoje myśli... A u mnie w życiu takie rzeczy trwają.
Co twój bohater i ty cenicie sobie w kobietach?
Antonia pociągają takie kobiety jak Julia - piękne, inteligentne i potrzebujące pomocy. Ja cenię sobie w kobietach błyskotliwość, inteligencję... i też bym się na pewno zainteresował taką Julią (śmiech).
Czym jest dla ciebie szczęście?
Powiem teraz banał, ale chyba prawdziwy. Szczęście to umiejętność odnalezienia szczęścia w tym, co jest, a nie ciągłe gonienie za nim.
Ulubiona barwa?
Chyba niebieska
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała: Joanna Rutkowska