Ale, co tam! W końcu to "tylko" sztuka... Życie pisze jednak swoje scenariusze. Okazało się, że reżyser postanowił przekształcić tę opowieść w musical. "To była cudowna zabawa i niesamowita przygoda. Był może jeden szkopuł: nie trzymałem tonacji, ba! W ogóle nie potrafiłem śpiewać. Dziś tajemnicą Poliszynela jest fakt, że tak naprawdę piosenki nagrał mój zmiennik, mnie zaś pozostało zgłębianie tajników tej trudnej umiejętności, jaką bezsprzecznie jest śpiewanie z playbacku". Na szczęście w "Barwach szczęścia" Marcin mówi własnym głosem...