TVP.pl Informacje Sport Kultura Rozrywka VOD Serwisy tvp.pl Program telewizyjny

Cygańska dusza - pierwsza część rozmowy z Małgorzatą Buczkowską-Szlenkier

. Data publikacji: 2011-11-16

Jest cenioną aktorką filmową i teatralną, ale nie stroni od telewizji. Nic dziwnego, bo na planach seriali też czekają na nią ciekawe wyzwania. Blanka, którą gra w „Barwach Szczęścia”, zakocha się na zabój w nastolatku, a potem zostanie jego nauczycielką w szkole!

Zadzwoniłem do ciebie, żeby umówić się na wywiad, minął jeden dzień i rozmawiamy! Zazwyczaj muszę czekać minimum tydzień.
Wszyscy myślą, że całe dnie spędzam na planie. A to nieprawda, pracuję bardzo mało. Dlatego mam dużo wolnego czasu i szybko mogłam się z tobą umówić.
 
Jak to? Grasz w „Barwach Szczęścia”, filmach, teatrze!
Aktorzy, którzy grają nawet główne role w tego typu serialach mają kilka dni zdjęciowych w miesiącu. A wątek mojej bohaterki dopiero niedawno został rozbudowany. Praca na planie filmu to też zazwyczaj kilka, góra kilkanaście dni. W teatrze nie gram, bo mam urlop macierzyński. Pewnie gdyby był w Warszawie, już występowałabym w spektaklach, ale jestem związana z Teatrem imienia Stefana Jaracza w Łodzi. Gdy mieliśmy tylko Franka, dawaliśmy radę. Kursowaliśmy z całym kramem z jednego miasta do drugiego. Przy dwójce dzieci to - niestety - niemożliwe.

Dla ciebie? Przecież masz cygańską duszę! Byłaś związana z Lublinem, Kielcami, Krakowem, Wrocławiem, a teraz z Warszawą i Łodzią - nosi cię po całej Polsce!
W Lublinie przyszłam na świat, a po siedmiu latach rodzice zabrali mnie do Warszawy, gdzie się wychowałam. Dużo podróżowałam zanim zdałam na studia, wyjechałam na jakiś czas za granicę. Podczas nauki w szkole i chwilę po jej ukończeniu też mnie trochę nosiło. Ale kiedy to było? Teraz mam dzieci, a to prowokuje do osadzenia się w jednym miejscu, bycia domatorką.
 
Do jakiego kraju pojechałaś?
Do Stanów Zjednoczonych. Przez rok mieszkałam w Memphis. Tam zdałam maturę, która została nostryfikowana w Polsce, i dostałam się na uniwersytet. Nie wybrałam żadnego kierunku, bo w tamtejszych uczelniach robi się to dopiero po drugim roku studiów.
 
Dlaczego zdecydowałaś się akurat na to miasto? Ze względu na Elvisa Presleya?
Nie (śmiech). To kwestia przypadku. Wybrała mnie rodzina z Memphis. Ewa, u której mieszkałam, jest Amerykanką polskiego pochodzenia, która urodziła się we Włoszech. Zanim przyszła na świat, dużo podróżowała, bo jej rodzice uciekali z Armią Andersa. Bardzo ciekawa osoba. Ustaliłyśmy na początku, że w ogóle nie mówimy po polsku. Przez rok nie powiedziała do mnie ani jednego słowa w naszym języku. Po powrocie ze Stanów mieszkałam trochę we Włoszech.
 
Czyli nie zdawałaś do szkoły teatralnej od razu po maturze?
Nie marzyłam od dziecka, żeby zostać aktorką. Zaczęło się od tego, że trafiłam do Ogniska Teatralnego u Machulskich. Tam złapałam bakcyla, ale i tak początkowo nie myślałam o tym, by zdawać do szkoły teatralnej. Dopiero z czasem nasiąknęłam atmosferą, która mnie zaciekawiła. Dużo moich kolegów i koleżanek zdawało na wydziały aktorskie, ale ja wyjechałam do Stanów, a potem do Włoch i wiedziałam, że nie przygotuję się dobrze do egzaminów. Chodziło głównie o dykcję, która po roku mieszkania za granicą wymagała poprawy. Do PWSFTviT w Łodzi dostałam się trzy lata po maturze.

Rozmawiał: Kuba Zajkowski
 
Już wkrótce zapraszamy na kolejną odsłonę wywiadu z aktorką.

Bitwa more
Jan
Paweł