Lubię cały ten zgiełk!
Święta Bożego Narodzenia to bez dwóch zdań mój klimat. Ta szczególna atmosfera, która się z nimi wiąże, zawsze mi się udziela. Naprawdę lubię cały ten zgiełk, szukanie prezentów, kupowanie i ubieranie choinki. To takie pozytywne szaleństwo. Ale przede wszystkim jest to dla mnie czas, który spędzam z bliskimi. Od kiedy pamiętam w moim domu było bardzo rodzinnie. Wyczekiwane, radosne i ciepłe spotkania. Zbierali się wszyscy - i najbliżsi, i ci dłużej niewidziani krewni. Zawsze cieszyliśmy się, że wreszcie się widzimy, możemy ze sobą pobyć, porozmawiać twarzą w twarz.
Święta zapowiadają się ekscytująco!
W tym roku Boże Narodzenie będzie dla mnie symbolicznym początkiem nowego rozdziału. Pierwszy raz spędzę święta z rodziną mojej ukochanej. Zaręczyliśmy się, w styczniu weźmiemy ślub, a w czerwcu pojawi się na świecie nasz syn. Zyskuję więc nową rodzinę. Bardzo jestem ciekaw tych świąt, mieszają się we mnie niepewność i entuzjazm. Zastanawiam się, czy sprostam wymaganiom, jakie życie przede mną stawia, a jednocześnie wiem, że czekają mnie piękne przeżycia. Ponieważ muszę jakoś wkupić się w łaski nowej rodziny, ekscytująco zapowiada się nawet samo kupowanie prezentów. Na szczęście bardzo lubię te całe podchody, by dowiedzieć się, co komu sprawi radość, podpytywanie niby mimochodem o marzenia. Będziemy musieli z narzeczoną trochę pokombinować.
Pierwsze Święta na Śląsku...
I jeszcze jedno - pierwszy raz w życiu spędzę Boże Narodzenie na Śląsku, bo stamtąd pochodzi moja ukochana. Poznam pewnie jakieś nowe obrzędy, tradycje nieznane w moim domu. Święta dla każdego łączą się z jakimiś konkretnymi smakami, aromatami, a tam najprawdopodobniej poznam zupełnie inne potrawy. Ciekawe jak będzie.
Jak Święta, to oczywiście i kolędy...
Dla mnie jako muzyka jednym z nieodłącznych elementów świąt są oczywiście kolędy. Nie wyobrażam sobie tych dni bez ich śpiewania. Chyba trudno byłoby mi znaleźć ulubioną kolędę, ale na pewno mogę wskazać taką, do której mam słabość. A to dlatego, że kojarzy mi się ona z pewną zabawną, wielokrotnie powtarzającą się sytuacją. Zawsze wszyscy domagali się żebym śpiewał „Przybieżeli do Betlejem”, a mnie nigdy nie udało się zapamiętać tekstu... Dlatego co roku śpiewałem tę jedną z najbardziej znanych kolęd metodą „klusek w buzi”. Mruczałem niewyraźnie do melodii, aż ktoś inny dołączał się ze śpiewaniem. Do dziś nie wiem, czy ktokolwiek zorientował się, że nie znam słów.