- Mama była wymagająca, a ojciec był antidotum na wszystko. Po szkole biegałam do niego po pracy i mogłam z nim być. Mieszkaliśmy naprzeciwko zakładu włókienniczego Mazovia, gdzie ojciec był szefem działu kadr - opowiada aktorka w wywiadzie dla miesięcznika „Zwierciadło”.
Obrazy, kolory, gesty - ulotne chwile, które jak obrazy wracają do nas po latach. Iza Kuna ma ich kilka.
- Przedszkole, które było przy fabryce mojego ojca i wspomnienie pań z kuchni, które dają mi przede wszystkim herbatę. Późniejsze to obiady, które jadłam u ojca w stołówce. Może dlatego, że, nie bardzo mogłam wychodzić, rodzice woleli, żebym była w domu. Ale siedzenie w domu też było ciekawe, bo ciągle mieliśmy gości. Ktoś wchodził ojciec w sekundę robił obiad. Mimo ciężkiej pracy sprzątał, gotował, prał. Idąc do kina potrafię zabrać z domu jabłko i włożyć do torebki. To też z dzieciństwa. Ojciec robił mi zawsze kanapki, kiedy chciałam oglądać film. Jadłam je siedząc przed telewizorem.
A jakie cechy aktorka jeszcze odziedziczyła po swoim tacie?
- Chyba podobnie opiekuję się rodziną, podobnie się krzątam. Kocham jak on. Myślę, że ważne jest, żeby rozpieszczać ludzi dookoła siebie.
Serialowa Marysia niedawno straciła męża, a jej dzieci - ojca. Czy będą pielęgnować pamięć o Romanie? Jak rodzina Pyrków będzie dalej funkcjonować po takiej tragedii? Odpowiedzi już wkrótce...