- Miałem zawód kierowcy, bo w wojsku zrobiłem prawo jazdy kategorii C i zawód mechanika samochodowego. Ale ani jedno, ani drugie mi nie leżało. Powód - syrenka mojego ojca, która się ciągle psuła. A ja musiałem uczestniczyć we wszystkich naprawach, które odbywały się pod blokiem - opowiedział aktor w wywiadzie dla Tiny.
Ale szczególnie jedno zdarzenie zadecydowało o tym, że samochodom pan Krzysztof mówi kategoryczne - nie.
- Miałem 15 lat. Pamiętam ranek, straszny upał, ja z tatą wyjmuję cholernie ciężki silnik... Babraliśmy się z samochodem do późnej nocy. Następnego dnia pobudka o piątej rano. Bo jedziemy na cały dzień na Mazury tą rozklekotaną syrenką. I stres: zepsuje się po drodze czy nie. Żar się leje z nieba, pies się męczy, samochód wypakowany bagażami jak na kilkudniową wyprawę. Dojeżdżamy na miejsce. Trzeba się rozpakować i koniecznie wyjąć fotele z samochodu. Wreszcie siadamy w fotelach, opalamy się. Po godzinie wyjazd do Warszawy. Znów pakowanie: fotele, bagaże, pies...
W świetle tak traumatycznych przygód wcale nie dziwimy się, że aktor nie czuje mięty do samochodów. Zresztą w zakorkowanej Warszawie, gdzie mieszka, często można szybciej dojść gdzieś na piechotę niż dojechać samochodem.