Dla Bronisława Wrocławskiego, któremu rodzina z tradycjami od pokoleń wpajała pewne zasady - dom rodzinny jest świętością... Aktor najwięcej ich chłonął w czasie czwartkowych obiadów z wujami.
- W czwartki odbywały się kolacyjki starszych panów. Przychodził wuj Józio, maszynista. Przed 1939 rokiem należał do kolejowej arystokracji - lokomotywy obsługiwało się wtedy w biały rękawiczkach - tłumaczy aktor w jednym z wywiadów.
- Bywali mistrz tkacki Schultz i wuj Ewaryst, księgowy. Znali się z przedwojennej fabryki dywanów, której współwłaścicielem był daleki wuj Uliński. Już w luźniejszym klimacie, panowie rozebrani do szelek grali w preferansa. Napatrzyłem się na ludzi z przedwojennym sznytem. Pozostało mi zamiłowanie do szelek.
W „Barwach szczęścia” aktor wciela się w postać Jerzego Marczaka, który mocną ręką trzyma rodzinę, ale zrobiłby dla niej wszystko. Do czego posunie się by chronić córki przed niebezpiecznym szantażystą? Odpowiedź już wkrótce!